piątek, 26 kwietnia 2013

3. Żegnaj, Andrzej.






-Ej, Wrona spokojnie, bez nerwów. – zaśmiał się, a ja wykorzystując okazję wyswobodziłam się z jego objęć, po czym odeszłam kawałek dalej.
-Nie przejmuj się nimi, oni tak zawsze jak widzą piękną kobietę. – jeden z nich podszedł do mnie. Było mi trochę głupio, przecież nie znałam nawet ich imion, a co dopiero nazwisk. A zadawać tego dennego pytania nie chciałam. – Marcin, Marcin Waliński.
-Natalia Evans. – niepewnie się uśmiechnęłam i uścisnęłam jego dłoń.
-Miło mi.
-Mnie również. – mrugnął okiem, po czym odszedł w kierunku swoich kolegów z drużyny, którzy zapewne szli w stronę szatni. Rozejrzałam się dookoła i nikogo już nie było. Podeszłam do plastikowych krzesełek i usiadłam na jednym pogrążając się w zamyśleniach.
-Nie powinnaś była się tak ubierać. – westchnął siadając obok mnie.
-A co Ci do tego jak się ubieram? – mruknęłam niemalże niesłyszalnie.
-Wiesz, mogłaś wpaść na pomysł, że tutaj będą sami faceci. – westchnął i podniósł się, po czym ruszył w stronę wyjścia. – Na razie.
-Andrzej, poczekaj.. – krzyknęłam i pobiegłam za nim.
-Czego chcesz? – mruknął, kiedy tylko chwyciłam go za dłoń.
-Porozmawiać?
-A mamy o czym? – odwrócił się do mnie przodem i założył ręce na klatce piersiowej.
-O tym co się z nami stało..
-O czym mamy niby rozmawiać?! – zrobił wielkie oczy i wpatrywał się we mnie jak w kogoś z kosmosu.
-O niczym. – mruknęłam po dłuższej chwili ciszy i wyminęłam go kierując się w stronę wyjścia.
-Natala, poczekaj. – chwycił za mój nadgarstek i przyciągnął mnie ku sobie. – Masz racje, musimy porozmawiać. – objął mnie w pasie i odgarnął niesforne kosmyki moich włosów z twarzy, nie odrywając wzroku od moich oczu.
-Andrzej.. – ułożyłam dłoń na jego policzku, a drugą na jego klatce piersiowej.
-Szukałem Cię, kiedy wyjechałaś.. – przejechał opuszkami palców po moim policzku. – Nawet nie wiesz jak cholernie ciężko mi było, kiedy zostawiłaś mnie, nas tutaj.
-Spróbuj mnie zrozumieć.. – czułam, jak po moich policzkach spływają słone krople, ale nie starałam się ich nawet otrzeć.
-Jak mam Cię zrozumieć, co? Nie pomyślałaś, że zraniłaś mnie, moje uczucia, tym chorym wyjazdem?
-Nie pomyślałeś, że właśnie dlatego mogłam wyjechać?
-A miałaś powód do tego, aby wyjeżdżać?
-Miałam. – wyswobodziłam się z jego objęć i odeszłam od niego na kilka kroków. – Ale nie mogę Ci o tym powiedzieć. – dodałam po chwili i dosłownie wybiegłam z sali, a później z budynku. Po moich policzkach spływały łzy, które tworzyły na nich strumienie. Nie potrafiłam powiedzieć mu prawdy, a to bolało najbardziej. Doskonale wiedziałam jakim uczuciem darzył mnie jeszcze w czasach liceum, ale miałam złudną nadzieję, że zapomni o mnie kiedy wyjadę. Jednak myliłam się. Dość szybkim krokiem doszłam do parku i usiadłam na jednej z nielicznych wolnych ławek. Myślami wróciłam do przeszłości.


Dzień przed zakończeniem klasy maturalnej. Wspólne wyjście do klubu, aby uczcić w gronie przyjaciół ostatni dzień edukacji w liceum. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że wyjeżdżam. Nie chciałam im nic mówić, bo przecież nie zrozumieliby. Zawsze trzymaliśmy się w czwórkę, przez całe liceum. Siedzieliśmy przy piwie, w sumie to oni siedzieli przy kuflu piwa, a ja jedynie piłam sok pomarańczowy. Zdanie o swoim wyjeździe miałam na końcu języka, ale wiedziałam że nie potrafiłabym im tego wytłumaczyć, a oni za wszelką cenę chcieliby, abym została z nimi, bo przecież pomogliby mi. Dla nich wszystko wtedy było tak cholernie łatwe. Mieli plany co do swojej przyszłości, a ja nie wiedziałam czy mogę ją planować. Przecież wtedy nic nie było, jak dla mnie, jasne. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczę i czy w ogóle będę mogła spędzić z nimi jakiś dzień. Nie wiedziałam nawet czy wrócę do kraju, zupełnie nic wtedy nie wiedziałam. Wszystko było tak cholernie trudne. Okłamywałam osoby, które były dla mnie najważniejsze w tamtym czasie, a zarazem nie chciałam ich martwić. Wtedy myślałam, że tak będzie lepiej. Odprowadziliśmy każdego po kolei, a ja z Andrzejem mieszkałam na jednym osiedlu, dlatego wracaliśmy razem do domu. Przed moim blokiem, kiedy chciałam już wchodzić do środka, złapał mnie i przyciągnął ku sobie wyznając mi miłość. Nie mogłam mu powiedzieć tego, że go kocham, chociaż czułam dokładnie to samo uczucie. Ale wiedziałam, że nie mogłam robić mu złudnych nadziei, bo następnego dnia miałam wyjechać. Skłamałam. Wtedy kolejny raz skłamałam ukrywając przed nim swoje uczucia. Po prostu wbiegłam do klatki i rozpłakałam się jak mała dziewczynka, a on tkwił przed moim blokiem jakby wmurowany w ziemię. Ale wtedy wiedziałam, że zrobiłam dobrze. W końcu chciałam jak najlepiej dla niego, chciałam jego szczęścia.


-Pierdolone życie. – mruknęłam do siebie i podniosłam się ocierając łzy. – Koniec smutków, czas zacząć żyć na nowo. – dodałam zaciskając dłonie w pięści. Ruszyłam w stronę swojego osiedla i miałam nadzieję, że smutki zostawiłam za sobą. Jednak myliłam się, bo kiedy byłam dość blisko bloku zauważyłam, że ktoś stoi przed drzwiami wejściowymi i czeka na kogoś. Z każdą chwilą, kiedy coraz to bardziej się zbliżałam, byłam pewna kim jest ta osoba.
-Natala, porozmawiajmy.
-Nie, nie mamy o czym. – wyminęłam go i otworzyłam drzwi. – Popełniłam błąd przyjmując tę propozycję pracy.
-Jak to błąd? – chwycił mnie za nadgarstek. – O czym Ty do cholery mówisz?
-Nie martw się, nie musisz rezygnować gry w klubie, jutro ja zrezygnuję z pracy tam. – dodałam łamiącym się głosem i wyswobodziłam swoją dłoń z jego uścisku. Odwróciłam się w jego stronę i widząc smutek wymalowany na jego twarzy miałam ochotę się rozpłakać, jednak powstrzymałam się. – Żegnaj, Andrzej.
Odeszłam, zostawiłam go po raz kolejny samego i odeszłam. Tym razem nie było to odejście podobne do tego sprzed kilku lat, ale zostawiłam go, odwróciłam się od niego. Może i nie chciałam tego robić, ale przecież tak byłoby lepiej dla niego i dla mnie. Weszłam do mieszkania i od razu udałam się pod prysznic, zostawiając wcześniej torebkę w przedpokoju i zabierając pidżamę z pokoju. Długi, gorący prysznic był tym, czego potrzebowałam. Po opuszczeniu kabiny prysznicowej od razu ubrałam pidżamę, wysuszyłam włosy i spięłam je w luźnego koka, po czym wyszłam i ułożyłam się na łóżku. Momentalnie oddałam się w objęcia Morfeusza.



24 marzec 2012r.

Tydzień zleciał w dość szybkim tempie, jak nigdy. Nie zrezygnowałam z pracy w bydgoskiej Delekcie, chociaż wiedziałam, że nie jest to zbyt dobry pomysł. Jednak Andrzej zapewne przekonał Wiktorię, a jej udało się przekonać mnie.  Na halę przychodziłam tylko wtedy, kiedy moja obecność tam była niezbędna, więc bardzo rzadko. Unikałam Andrzeja jak ognia i przez te kilka dni udawało mi się to. Byłam z siebie dumna, jedynie pod tym względem. Soboty miałam wolne, więc mogłam zając się sobą i swoim życiem towarzyskim. Odkąd przyjechałam do Bydgoszczy nie miałam okazji gdzieś wyjść, rozerwać się. W końcu Wiktoria i Tomek namówili mnie do tego. Umówiłam się z nimi około dziewiętnastej na rynku. Z rana spokojnie posprzątałam i zrobiłam zakupy, a później miałam chwilę na odpoczynek. Usiadłam przed telewizorem i wpatrywałam się beznamiętnie w jakiś denny kanał telewizyjny. Z mojego cudownego i czasochłonnego zajęcia wyrwał mnie dźwięk wiadomości tekstowej.



Wpadnę do Ciebie o 17, pasuje? ;>


Ale po co, przecież na 19 się umówiliśmy.


Pomogę Ci coś wybrać, przecież musisz jakoś wyglądać! ;D


Wiesz, dzięki za wiarę w moje możliwości. -,-


Ahh, i tak wiem, że mnie kochasz. ;*. Do zobaczenia!


Na razie. ;*



Zaśmiałam się sama do siebie, ale wiedziałam, że ma rację i dobrze robi przychodząc wcześniej. W końcu to ona zawsze dobierała moje ubrania, a ja nigdy nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Nim się spostrzegłam rozległo się pukanie do drzwi. Zerwałam się na równe nogi i dosłownie pognałam w kierunku drzwi. Otworzyłam je i zamaszystym ruchem ręki zaprosiłam przyjaciółkę do środka. Przywitała się ze mną, ale od razu pognała do mojego pokoju i zaczęła grzebać w szafie.
-Nacik!
-Mhm? – mruknęłam nieco zdezorientowana.
-Mam odpowiednie ubranie dla Ciebie. – poruszała zabawnie brwiami. Tak, zawsze to robiła, kiedy wpadła na genialny pomysł, który zazwyczaj okazywał się tak zwaną klapą.
-Co wymyśliłaś?
-Idź się ubierz! – zadowolona rzuciła we mnie ubraniami, a ja posłusznie weszłam do łazienki. Kiedy wyszłam była jeszcze bardziej dumna z siebie. – Genialnie!
-No nie powiem, że nie. – spojrzałam do lustra i byłam pod wrażeniem. – Pani adwokat minęła się z powołanie.
-Weeeeź, adwokat to tak dziwnie brzmi. – skrzywiła się. – Wolę zwyczajnie prawnik, o.
-Sama sobie wybrałaś taki zawód. – wzruszyłam ramionami, za co dostałam od niej kuksańca w ramię. W prawdzie mówiąc, bardziej dostałam za słowa, niżeli za swój śmiech.
-Chodź, jeszcze Cię pomaluję i możemy iść.
-Musisz?!
-A kto to zrobi jeżeli nie ja? – wytknęła w moją stronę język i pociągnęła w kierunku łazienki. Zrobiła mi nieco mocniejszy makijaż. Mocno wytuszowała moje rzęsy, oczy podkreśliła  eyeliner’em, a na powieki dała trochę cienia z brokatem. Do tego dołożyła róż na policzki, a włosy pokręciła lokówką. Była zadowolona ze swojego dzieła, tak samo jak i ja. Dziesięć minut przed godziną dziewiętnastą opuściłyśmy moje mieszkanie. Kiedy dotarłyśmy do rynku, tam czekał już na nas Tomek. Przywitaliśmy się dając sobie całusa w policzek i weszłyśmy do pobliskiego klubu. Razem z Wiktorią zajęłam wolny stolik, a Tomek poszedł zamówić nam drinki. Po kilku minutach dotarł do nas z kolorowym napojem w dłoniach. Czułam się jak za czasów liceum, bo przecież wtedy tak spędzaliśmy niemalże każdą sobotę czy jakikolwiek dłuższy weekend. Klub, drinki czy sok i zabawa do rana. Wiktoria pognała na parkiet, bo przecież przechodzący obok facet okazał się jej znajomym jeszcze z czasów studiów, a ja zostałam sama z Tomkiem.
-Zatańczymy? – wystawił ku mnie swoją dłoń, a mi nie wypadało odmówić. Skinęłam tylko głową, a on podniósł się i pomógł mi to zrobić. Przeszliśmy na parkiet. Akurat piosenka zmieniła się na nieco wolniejszą. Tomek objął mnie w pasie, a ja splotłam ręce na jego szyi.
-Te buty byś mogła zamienić na płaskie. – jęknął, a ja od razu zaczęłam się śmiać.
-Oh, jak mi przykro.
-Jesteś stanowczo za wysoka w tych szpilkach, nie ma co.
-Tomuś, nie przesadzaj. – wytknęłam w jego stronę język, po czym obydwoje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Kiedy piosenka się skończyła udaliśmy się do stolika, a Wiktoria dalej balowała.
-Dziękuję, że wyciągnęliście mnie z tych czterech ścian. – uśmiechnęłam się bawiąc się słomką znajdującą się w szklance.
-Daj spokój, nie masz za co dziękować. – mrugnął do mnie okiem i uśmiechnął się.
-Tomek, spójrz.




_____________________________________________________
Jest kolejny rozdział, mam nadzieję, że się spodoba, o! ;)

Pozdrawiam, inaccessiblegirl.



piątek, 19 kwietnia 2013

2. Brałbym się za nią.





Niechętnie zwlekłam się z łóżka i odkładając po drodze pustą miskę po płatkach podeszłam do nich. Zajrzałam przez tak zwanego judasza, ale nie zobaczyłam za drzwiami nikogo. Odeszłam od drzwi i usiadłam na kanapie, ale dzwonek ponownie się rozdzwonił. Znów podniosłam swoje szanowne cztery litery, ale tym razem nie spoglądałam przez judasza, lecz od razu z impetem je otworzyłam. Znów nikogo tam nie było. Rozejrzałam się po korytarzu, a na wycieraczce znajdowała się koperta, na której było napisane moje imię. Podniosłam ją i ponownie rozejrzałam się po korytarzu. Głośno westchnęłam i wróciłam do środka, gdzie od razu udałam się na salonową kanapę. Niepewnie otworzyłam białą kopertę i wyjęłam z niej zapisaną kartkę. Powoli wczytywałam się w każde napisane na niej słowo.


Natalia,
Wiem, że źle postąpiłem nie mówiąc Ci na wstępie, że ta restauracja jest moja. Po prostu chciałem zrobić Ci niespodziankę, bo zawsze Ty jako jedyna wierzyłaś w to, że uda mi się cokolwiek osiągnąć. To dzięki tym Twoim słowom i Twojemu wsparciu uwierzyłem w siebie i udowodniłem wszystkim, że do czegoś się nadaję. Mam nadzieję, że zrozumiesz mnie i nie będziesz się na mnie gniewać. Tego naprawdę nie chcę. Jeżeli mi wybaczysz, będę się cieszył, a jeżeli nie – jakoś będę musiał sobie z tym poradzić. Jednak chciałbym, aby nasza przyjaźń nadal trwała bez względu na to, że przez tyle czasu się nie widzieliśmy. Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam.

Tomek.


Mimo iż po moim policzku popłynęło kilka słonych kropel, to na mojej twarzy zagościł uśmiech. Złożyłam kartkę i włożyłam ją do koperty, po czym otarłam łzy, które ostały się na moich policzkach. Podniosłam się i przeszłam do kuchni, gdzie zajęłam się przygotowywaniem kolacji. Oczywiście kolacja to u mnie standard: płatki kukurydziane z jogurtem truskawkowym. Z pełną miską ulubionego przysmaku podeszłam pod okno i spoglądając przez nie wpatrywałam się w zachodzące słońce. Kuchenne okno było usytuowane na stronę podwórkową. Tam nadal w tym samym miejscu tkwiła piaskownica, w której razem z Wiktoriom się bawiłam. Nadal trwała tam drewniana ławka, gdzie w czasach liceum wieczorami przesiadywaliśmy i do późnych godzin rozmawialiśmy całą naszą czwórką. Mimo iż nie była ona w tak dobrym stanie jak te kilka lat temu, nim wyjechałam, potrafiła sprawić powrót wspomnień. Tych dobrych, jak również tych mniej udanych jak chociażby pierwsze kłótnie. Przed oczami ukazywały mi się wspomnienia jak stare fotografie znajdujące się w albumie, a na samo ich wspomnienie uśmiech wkradał się mimowolnie na moją twarz. Ku mojemu zdziwieniu przy ławce znalazła się jakaś osoba. Nie wiedziałam dokładnie kto to, dopóki owy osobnik nie spojrzał w gorę, patrząc się w moje okno. Od razu domyśliłam się, że to ktoś z nich. Bo przecież tylko oni zawsze stawali przy ławeczce, obracali się i wpatrywali w górę oczekując, aż stanę przy oknie. Odłożyłam miskę na blat kuchennych mebli, podeszłam do wyjścia i zabierając kurtkę wybiegłam z mieszkania. Wolnym krokiem wyszłam od strony podwórza i niepewnie podchodziłam do osoby, która stała i wpatrywała się w piaskownicę, która kiedyś była naszym ulubionym miejscem zabaw.
-Po co tu przyszedłeś? – nie bawiłam się w jakieś podchody, lecz od razu, jak to się mówi, walnęłam prosto z mostu.
-Chciałem się upewnić, czy to prawda, że wróciłaś. – nikle się uśmiechnął.
-Teraz już wiesz, więc możesz sobie pójść.
-Dlaczego tak się zachowujesz?
-Jak się zachowuję? – parsknęłam. – Tak zupełnie inaczej niż te parę lat temu kiedy ostatni raz się widzieliśmy? – zaśmiałam się patrząc wprost w jego oczy. – No popatrz, wyraźnie wydoroślałam.
-Nie jesteś taka. – podszedł niebezpiecznie blisko mnie.
-Skąd wiesz jaka teraz jestem? Nie możesz tego wiedzieć, bo mnie nie znasz. Nie znasz mnie takiej jak teraz.
-Ale znam Cię taką, jaką byłaś zanim wyjechałaś. – ułożył dłoń na moim policzku. – Wiem, że nie jesteś taką osobą, jaką starasz się z siebie zrobić.
-Nie znasz mnie, więc mnie zostaw.
-Natala, nie zachowuj się jak rozkapryszona dziewczynka! – uniósł głos łapiąc mnie za dłonie.
-Nie zachowuj się jak gwiazda, która osiąga wszystko co chce, a tak naprawdę nie ma nic.
Spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach, a ja szybkim ruchem otarłam pojedynczą łzę, która spłynęła po moim policzku. Sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Mówiłam to, czego nie chciałam mówić. A może po prostu chciałam dogryźć im wszystkim i udowodnić, że się zmieniłam? Przecież ludzie się zmieniają, prawda? Czasem na gorsze, czasem na lepsze. Ja zapewne w ich oczach zmieniłam się na to pierwsze. Nie chciałam ich ranić, przecież byli moimi przyjaciółmi, ale nie chciałam też, aby myśleli iż wszystko jest tak samo proste jak za czasów liceum. Oddalił się ode mnie na kilka kroków, machnął ręką i odwracając się na pięcie odszedł ode mnie. Chciałam go zawołać, przeprosić, ale powstrzymałam się od tego i sama podeszłam do ławki, na której usiadłam i wpatrywałam się w piaskownicę. Znów przed oczami pojawiały mi się wspomnienia jak stare fotografie z lat młodzieńczych kiedy to razem budowaliśmy tutaj babki z piasku czy zamki. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Momentalnie się zerwałam z ławki na równe nogi i odwróciłam się. Wiktoria nawet nic nie mówiła, tylko po prostu mnie przytuliła.
-Nacik, przepraszam.. – wyszeptała wprost do mojego ucha. Nie potrafiłam zareagować inaczej, co pokazały łzy spływające po moim policzku.
-Tęskniłam.. – spojrzałam na nią, a za słowa skierowane ku jej osobie obdarowała mnie całusem w policzek i ponownie mocno mnie przytuliła.
-No to opowiadaj jak tam Ci było, hm? – chwyciła mój nadgarstek i pociągnęła w kierunki ławki, na której po kilku sekundach tkwiłyśmy w pozycji siedzącej.
-Nie ma czego opowiadać. – bezradnie wzruszyłam ramionami, a Wiktoria znacząco spojrzała na mnie, na co ja zareagowałam cichym chichotem. – Wiesz, wyjechałam, aby pójść na studia medyczne, ale wyszło zupełnie inaczej.
-Jak to inaczej? – uniosła brwi ku górze i świdrowała mnie swoim wzrokiem w celu uzyskania odpowiedzi.
-Wszystko się skomplikowało, kiedy już byłam na miejscu. – spojrzałam w dal, czując jak po moim policzku spływają łzy. – W sumie to już przed wyjazdem było bardzo skomplikowane to wszystko.
-Ale jak to było skomplikowane przed wyjazdem? – spojrzała na mnie z wyraźną troską w oczach.
-Wiesz co, nie chcę jak na razie o tym mówić. – westchnęłam wysilając się na delikatne uniesienie kącików ust ku górze. – Jeszcze chyba nie dorosłam do rozmowy na ten temat.
-Nie będę naciskała. – szturchnęła mnie ramieniem, po czym przytuliła. – Mogę się jedynie o coś zapytać? – spojrzała na mnie, a ja skinęłam tylko głową w geście zgody. – Dlaczego nie odpisywałaś na nasze maile, nie dzwoniłaś, ani nic?
-Wiesz, to wszystko wiąże się z tym, o czym nie jestem w stanie jak na razie rozmawiać, naprawdę chciałabym Wam wszystko wyjaśnić. – spuściłam głowę w dół. – Ale póki co, nie potrafię.
Nie powiedziała nic, jedynie mocno mnie objęła swoim ramieniem i pocałowała w głowę. Mimowolnie na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech.
-Muszę iść. – ktoś musiał przerwać tę ciszę, więc zrobiła to Wiktoria. – Jutro muszę iść do pracy, więc wiesz..
-Jasne, nie ma sprawy. – wysiliłam się na ułożenie warg w delikatny uśmiech. Przytuliłyśmy się na pożegnania, po czym powiedziałyśmy krótkie „cześć” i poszłyśmy w swoje strony. Weszłam do mieszkania i pierwsze co zrobiłam to udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Po otarciu ciała puszystym ręcznikiem od razu założyłam pidżamę, która rankiem zostawiłam w łazience. Wychodząc przeszłam po mieszkaniu, gasząc wszystkie światła i udałam się do pokoju, gdzie oddałam się w objęcia Morfeusza.



Kilka kolejnych dni minęło w dość szybkim tempie. Jako iż musiałam jakoś opłacać czynsz za mieszkanie musiałam iść do pracy. Z tym nie było łatwo, ale Wiktoria mi pomogła. Dzięki niej mogłam prowadzić stronę internetową Delecty Bydgoszcz. Tak sobie wmawiałam, że dzięki niej, ale doskonale wiedziałam, że to Andrzej załatwił mi możliwość tej pracy. Jednak wolałam żyć w przeświadczeniu, że to dzięki przyjaciółce, a nie dzięki niemu. Pracę miałam zacząć dziewiętnastego marca. Pod koniec miesiąca, ale zawsze to coś, prawda? Właśnie, myślę tak samo. Z Andrzejem nadal nie potrafiłam dość do porozumienia. W sumie nie dziwiłam mu się, że tak postępował. Tomek? On z biegiem czasu zrozumiał, że to co było kiedyś należy odciąć od tego co jest teraz i utrzymywałam z nim kontakt taki, jak za starych, dobrych czasów. Cieszyłam się, choć brak rozmów z Andrzejem też dawał się we znaki, ale przecież nic nie mogłam zrobić, prawda? Wiem, że myślicie tak samo, więc przedłużać nie będę. Wiki razem z Tomkiem nie zadawała pytań na temat tego, dlaczego wyjechałam i za to byłam im niezmiernie wdzięczna. Zrozumieli, że kiedy będę gotowa powiem im wszystko, a póki co wiedzieli, że lepiej będzie zostawić to tak jak jest. Chciałam im powiedzieć, ale wolałam aby obyło się bez tłumaczeń, więc wolałam milczeć. Zdecydowanie lepiej mi z tym bezradnym milczeniem było, niżeli ze słuchaniem ich kazań na temat tego , że mogłam im wszystko powiedzieć, a starali by mi się pomóc. Przecież nikt nie lubi takiego gadania, bo ono denerwuje najbardziej. Więc co było to było, co jest to jest, a co będzie to będzie.




19 marzec 2012r.

Budzik ustawiony w telefonie obudził mnie o godzinie dziewiątej z kilkoma minutami. Podniosłam się z łóżka i zabierając po drodze ubrania weszłam do łazienki. Odbębniłam poranną toaletę wraz z zimnym prysznicem, ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż, wyprostowałam włosy i opuściłam łazienkę wchodząc od razu do kuchni. Zjadłam płatki kukurydziane z jogurtem i od razu udałam się do drzwi. Spojrzałam jeszcze w lustro wiszące w przedpokoju i doszłam do wniosku, że wyglądam co najmniej śmiesznie. Postawiłam na taki bardziej oficjalny strój. W końcu pierwszego dnia w pracy trzeba jakoś się pokazać, mimo iż nie za bardzo lubi się takowe ubrania. Nie wiedziałam czego mogę się tam po nich spodziewać, więc wolałam pokazać się z jak najlepszej strony. Wyszłam z mieszkania, przekręciłam klucz w drzwiach i sprawdziłam kilka razy, czy aby na pewno dobrze je zamknęłam. Kiedy byłam w stu procentach pewna, że tak było wyszłam z bloku i wolnym krokiem udałam się pod halę Łuczniczkę. Na miejscu byłam jakieś dziesięć minut przed czasem, więc spokojnie weszłam do środka. Nie obyły się bez komentarzy przechadzających się ludzi, zapewne pracowników i siatkarzy, które docierały do moich uszu.
-Patrz, kogo ona tutaj szuka?
-Nie wiem, ale szkoda, że jestem zajęty, brałbym się za nią.
-Przestań, pewnie pomyliła miejsca.
-No, on ma racje, przecież tutaj nigdy takie laski nie pracowały.
-Kiedyś musi być ten pierwszy raz, ale zawsze można się zapoznać. Może któryś wpadnie jej w oko i będzie miał to szczęście. Co Ty na to, Wrona?
-Dajcie sobie spokój. – rozpoznałam ten głos, przecież nie da się go nie poznać. – Idziemy na salę?
Zacisnęłam jedynie dłonie w pięści, aby nie odwrócić się w ich stronę, a kiedy to zrobiłam ich już nie było. Wzięłam głęboki oddech zapukałam do drzwi naprzeciw siebie. Kiedy usłyszałam zwyczajne „proszę” weszłam do środka i przywitałam się.
-Pani Natalia Evans? – nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa, więc przytaknęłam kiwając głową. – Zapraszam. – wchodząc zamknęłam za sobą drzwi i uśmiechając się usiadłam na krześle. – Wszystkie dokumenty mamy przygotowane, Andrzej bardzo panią polecał.
-Natalia, po prostu Natalia. – niepewnie się uśmiechnęłam, ale od razu uścisnęłam dłoń pana Piotra. – Naprawdę Andrzej mnie polecał?
-Oczywiście. Powiedział nawet, że jeżeli Cię nie przyjmiemy to zmieni klub. – zaśmiał się puszczając do mnie oczko, na co ja zareagowałam również śmiechem.
-To gdzie mam podpisać? – złapałam w dłoń długopis, a kiedy pan prezes pokazał mi odpowiednie miejsce od razu złożyłam na nim swój podpis.
-To co, możemy iść na salę? – podniósł się i przeszedł w stronę drzwi. Skinęłam niepewnie głową. – Poznasz trenera i zawodników.
Niechętnie podniosłam się z krzesła i razem z prezesem opuściłam jego gabinet. Wolnym krokiem prowadząc rozmowę podążaliśmy w kierunku sali. Przed wejściem wzięłam głęboki oddech, po czym przekroczyłam próg przy wejściu.
-Panowie! – powiedział nieco głośniej, aby siatkarze go usłyszeli. Od razu spojrzeli na mnie ze zdziwieniem w oczach.
-Ty, mówiłem, że ona tu będzie pracować! – dało się usłyszeć dość głośne szepty pomiędzy zawodnikami.
-Weźcie się uspokójcie.
-Od dzisiaj Natalia będzie prowadziła naszą stronę internetową. – spojrzał na mnie uśmiechając się, a ja jedynie zmieszanym wzrokiem odszukałam wśród twarzy tej jedynej, którą znałam. – Zostawię Cię tutaj. – poklepał delikatnie moje ramię. – Zapoznaj się i jeżeli coś to pytaj się, oni zapewne chętnie Ci pomogą.
-Dziękuję. – uniosłam kąciki ust ku górze i wolnym krokiem ruszyłam w stronę grupy siatkarzy.
-Aaa, i jeszcze jedno! – momentalnie odwróciłam się w stronę prezesa. – Jak przychodzisz tutaj, to ubieraj się normalnie. Te hieny pożreją Cię wzrokiem, za przeproszenie. – mrugnął w moją stronę okiem i śmiejąc się wyszedł z sali. Niepewnie podążyłam w dalszą drogę ku siatkarzom
-Siemanko, jestem Dawid. – podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Nieco speszona spojrzałam na niego i przedstawiłam się.
-Konan, Ty lepiej sobie odpuść, przecież zajęty jesteś! – krzyknął któryś z jego kolegów.
-Owca, Ty też się lepiej za nią nie bierz!
-Bo co, boisz się, że będzie wolała mnie od Ciebie?! – odezwał się zapewne ten, którego przed chwilą nazwali „owcą”.
-Mnie się nie da zastąpić, chyba, że poleci na któregoś ze starszych. – zaśmiali się, co sprawiło, że echo rozdzwoniło się po całej sali.
-No w sumie, ma przecież takiego Antige..
-Ej, ej! Ale Masny też już ma swoje lata!
-Weźcie nie udzielajcie się na mój temat! – burknął jeden z tych niższych, chociaż za dużo ich tam nie było.
-No to co, piękna? – wywnioskowałam, że ten co mnie obejmuje to niejaki Konan, ale nadal nie znałam imienia, mimo iż się odezwał ponownie. – Wyskoczymy po treningu na kawę?
-Przepraszam, ale nie bardzo mam czas. – wysiliłam się na najszczerszy uśmiech, ale wiedziałam, że to nie za bardzo mi pomogło.
-Nie daj się prosić, przecież nic Ci nie zrobię.
-Stulcie mordy wszyscy! Konan, mówi, że nie chce do cholery?! – stanął przed jego nosem. – To jej kurwa nie zmuszaj!





____________________________________________________
Mamy dwójkę. ;). Mam nadzieję, że przypadnie do gustu. ;)

Komu jutro kibicujecie?! Ostateczne starcie dwóch najlepszych drużyn.. Jak myślicie, która wygra? Ja powiem Wam przy następnym rozdziale tutaj, albo na moim drugim blogu, na kogo stawiałam i czy moje kciuki sobie poradziły. ;)

Zachęcam do komentowania! ;)


Pozdrawiam, inaccessiblegirl! 




piątek, 12 kwietnia 2013

1. A może po prostu zapomniałam o nich ..





Na sam dźwięk jego głosu oczy mi się zaszkliły. Poznał mnie, a ja jego nie. Nie wiedziałam jak to jest możliwe, czyżby tak bardzo się zmienił? W sumie było to możliwe, bo przecież nie widzieliśmy się okrągłe sześć lat. Nie pewnie odwróciłam się i spojrzałam na osobnika stojącego za mną. Na pierwszy rzut oka nie poznałam go, ale kiedy podszedł bliżej mnie od razu miałam pewność. Po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Było to silniejsze ode mnie, nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Zmienił się, cholernie się zmienił przez te sześć lat. Brakowało mi go, ale nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Jak gdyby nigdy nic odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem odeszłam. Nie oglądałam się nawet za siebie, bo nie chciałam, aby szedł za mną. W pośpiechu weszłam do klatki, zapukałam do drzwi pani Malwiny i podałam jej reklamówkę z jej rzeczami, a sama od razu weszłam do mieszkania, po czym zamknęłam drzwi na cztery spusty. Rzuciłam reklamówki na blat mebli i usiadłam w salonie na kanapie. Długo jednak nie zagościłam na tym cudownym, skórzanym wypoczynku. W pośpiechu weszłam do swojego pokoju i zaczęłam szperać pomiędzy książkami, które przez te całe okrągłe sześć lat nie zamieniły swojego miejsca. Wzięłam jedną do ręki i przewróciłam kilka kartek. Tak, to była ta książka. Wyjęłam z niej zdjęcie. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi, a ja teraz nie potrafiłam nawet spojrzeć im wszystkim prosto w oczy i wytłumaczyć tego. Chciałam po prostu wrócić i spokojnie sobie żyć, bez ich wiedzy o tym. No tak, wiecie, moja głupota nie zna granic. Przecież wiadome było to, że zapewne kiedyś ich spotkam, chociaż miałam cichą nadzieję, że rozjechali się po świcie na studia. Ale przecież moje prośby nigdy nie mogą się spełnić i do tego zawsze Pan Bóg tam z góry musi mi wszystko skomplikować. Otarłam ze zdjęcia łzę, która na nie skapnęła, książkę odłożyłam na miejsce i sama udałam się do salonu, gdzie wpatrując się w ostałą pamiątkę spoczęłam na kanapie. Rozmyślenia o czasach przeszłych same przychodziły do mojej głowy. Przecież przyjaźń, która pomiędzy nami była miała trwać wiecznie.
-Miała. – szepnęłam sama do siebie i spojrzałam na nadgarstek, na którym nadal miałam założoną bransoletki, które każdy robił każdemu na znak przyjaźni.
Z moich rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Odłożyłam owe zdjęcie na stolik. Podeszłam do nich i na przedpokoju spojrzałam w wiszące na ścianie lusterko. Otarłam policzka mokre od łez, wzięłam kilka wdechów i kiedy byłam pewna, że nikt nie domyśli się, że płakałam otworzyłam je.
-Natalia.. – tak, od razu wiedziałam kim jest owa osoba, która mnie odwiedziłam. – Tak bardzo tęskniłam.
-Wiktoria.. – po moich policzkach ponownie spłynęły łzy. Jednak nie patrząc na to od razu się do niej przytuliłam, mocno przytuliłam. Ona zrobiła podobnie. Objęła mnie ramionami i delikatnie gładziła dłonią moje plecy. – Wejdź.
-Dlaczego nie powiedziałaś, że wróciłaś? – kiedy tylko usiadłyśmy na kanapie w salonie od razu zadała te pytanie, które było nieuniknione. – Dlaczego tak po prostu wyjechałaś? Dlaczego nie dawałaś znaków życia Natalia, dlaczego?
-Nie poczęstuję Cię niczym, bo mam pustą lodówkę. – zaśmiałam się chcąc rozluźnić nieco atmosferę. – Ale może chcesz się czegoś napić? – podniosłam się z kanapy. – Sok? Herbata?
-Natalia, daruj sobie. – mruknęła i chwyciła moją dłoń kiedy tylko chciałam odejść w stronę kuchni. – Chcę tylko usłyszeć odpowiedzi na te cholerne pytania, które dręczyły mnie przez te sześć długich lat.
-Co mam Ci powiedzieć, co?! – uniosłam głos i wyrwałam swoją dłoń z jej uścisku. – Wyjechałam i tyle, nie można cofnąć czasu.
-Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! Nic więcej? – krzyknęła.
-Wyjechałam na studia, zrozum to.
-Ja jakbym wyjechała to przynajmniej bym się pożegnała, ale Ty tego nie zrobiłaś. – podniosła się i ruszyła w stronę drzwi, przy czym jeszcze rzuciła. – Widać ile dla Ciebie znaczyła nasza przyjaźń.
Nie zdążyłam zareagować, bo usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Do moich oczu mimowolnie napłynęły łzy, które w jednej chwili zaczęły spływać po moich policzkach tworząc na nich wąski strumyk.
-Nie zapomniałam o tej przyjaźni, Wiktoria. – powiedziałam do siebie spoglądając na bransoletki, które przekręciłam na swojej dłoni.
Usiadłam ponownie na kanapie i wzięłam zdjęcie leżące na stoliku w dłoń. Spojrzałam na nie przyciągając nogi do klatki piersiowej. Oparłam brodę o kolana i wpatrywałam się w pamiątkę z czasów młodości. Nie wiedziałam nawet, że te godziny tak szybko minęły. Z tego czasochłonnego zajęcia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Odłożyłam zdjęcie na stolik i podeszłam do drzwi, które jednym ruchem otworzyłam. Nim się spostrzegłam tonęłam w objęciach młodego, wysokiego mężczyzny. Poznałam go dopiero wtedy, kiedy wypuścił mnie ze swoich ramion i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Ty wyrodna przyjaciółko! – spuścił głowę w dół, ale długo nie wytrzymał w tej powadze, bo po kilku sekundach się zaśmiał.
-Zabawne. – mruknęłam pod nosem i gestem ręki zaprosiłam go do środka. – Napijesz się czegoś?
-Nie dzięki. – uśmiechnął się. Tak, ten uśmiech rozpoznałabym wszędzie. Tylko on potrafił się tak uśmiechać. Rozsiadł się na kanapie tak jak miał to w zwyczaju. – Opowiadaj jak tam było w tym Nowym Jorku.
-Widzę, że wieści o moim powrocie szybko się rozeszły. – westchnęłam i usiadłam obok niego na kanapie.
-A jak, świat jest mały. – poruszał brwiami i dźgnął mnie palcem między żebra.
-To już zabawne nie było. – odsunęłam się od niego na odległość wyprostowanej ręki i spokojnie odetchnęłam. – Tak samo przystojny jak sześć lat temu. – zamyśliłam się. – Chociaż nie, teraz trochę bardziej.
-Nie podlizuj się tak, bo nie odpuszczę. – przysunął się bliżej mnie i objął moje ciało swoim ramieniem. – Czekam aż opowiesz mi w końcu jak było w tym całym Nowym Jorku.
-Coś nowego. – spojrzałam w jakiś odległy punkt, który wcześniej sobie obrałam. – Nie interesuje Cię to, dlaczego wyjechałam? Dlaczego się nie pożegnałam?
-Natka, daj spokój. – ponownie poczułam jak jego palec znalazł dojście do moich żeber, pomiędzy które swobodnie się wbił. – Wyjechałaś i to była Twoja decyzja. Ale skoro ciągle nosisz te bransoletki to znaczy, że nadal jesteśmy dla Ciebie tak samo ważni. – uśmiechnął się unosząc moją lewą rękę ku górze i wskazał na trzy bransoletki, które były na jej nadgarstku.
-A może po prostu zapomniałam o nich i dopiero teraz mi przypomniałeś o czymś takim jak te bransoletki? – odwróciłam wzrok w drugą stronę, aby nie widział, że do moich oczu napływają łzy.
-Natalia, mi tego nie wmówisz. – chwycił za mój podbródek i przekręcił głowę w swoją stronę. – Nie tym razem, za dobrze Cię znam.
-Tomek, przepraszam, że tak wyjechałam. – coś we mnie pękło, a może to po prostu jego słowa sprawiły, że ze zwiększoną siłą czułam iż sprawiłam błąd wyjeżdżając bez pożegnania z nimi. – Naprawdę przepraszam, Tomek.
-Ej. – uśmiechnął się i delikatnie otarł moje mokre od łez, które zaczęły wypływać z moich oczu, policzka. Mocno mnie przytulił i pocałował we włosy. – To była Twoje decyzja, a my powinniśmy ją uszanować.
-Jedynie Ty nie masz mi tego za złe. – tego potrzebowałam teraz. Zrozumienia przyjaciół, ale tylko Tomek mnie zrozumiał. – Wiktoria tutaj była i zamiast spokojnie porozmawiać, to, eh..
-Nacik, nie przejmuj się nią. – spojrzał w moje oczy i delikatnie się uśmiechnął. – Wiesz jaka ona zawsze była, nie warto się smucić. – cmoknął moje czoło i jeszcze raz mocno mnie przytulił.
-Ja naprawdę chciałam wyjechać, tam mogłam spokojnie studiować, bez żadnych przeszkód iść na taki kierunek jaki chciałam. - uniosłam wzrok ku górze i spojrzałam na niego.
-Ale dlaczego nie mogłaś tutaj studiować? Co Ci przeszkadzało w pozostaniu tutaj? – świdrował moją twarz wzrokiem i nie zamierzał go oderwać zapewne do czasu, w którym nie uzyska odpowiedzi.
-Wiesz, to długa historia. – westchnęłam i machnęłam ręką wysilając się na jak najbardziej szczery uśmiech, na jaki było mnie stać w tej sytuacji. – Dawno i nie prawda.
-Nie chcesz mówić to nie. – chwycił mnie za policzka i łapiąc je w swoje palce delikatnie za nie pociągnął. – Ale zabieram Cię na obiad i nie chcę widzieć żadnej odmowy.
-Ale na obiad zaprosiła mnie już sąsiadka.. – starałam się jakoś wybronić od jego propozycji, bo nie bardzo chciałam wychodzić.
-Nacik, ale mi odmówisz? – zrobił smutną minę, która po połączeniu się ze smutnymi oczami, która potrafił zrobić na zawołanie, mnie przekonała. Ale przecie to nie moja wina, że on tak smutnie wyglądał! To wszystko jego sprawka i tych jego bezsensownych talentów, które zawsze na mnie wykorzystywał! Ale nie myślcie sobie o jakiś tam zboczonych rzeczach jak powiedziałam o wykorzystywaniu, bo to nic z takich wiecie.. Dobra, wkopuję się jeszcze bardziej, więc koniec tych moich rozmyślań, ot co!
-To poczekaj pójdę tylko powiedzieć pani Malwinie, że nie mogę przyjść na obiad. – uniosłam kąciki ust ku górze i skierowałam się w stronę drzwi zostawiając Tomka samego.
-O, Natalia. – kiedy tylko ujrzała mnie za drzwiami, chwyciła moją dłoń i wciągnęła, dosłownie rzecz ujmując, do swojego mieszkania.
-Muszę panią przeprosić. – przeniosłam swój wzrok na buty, które w zaistniałej sytuacji były o wiele lepszym obiektem do oglądania. – Kolega za czasów licealnych chce, abym z nim poszła na obiad, naprawdę chciałam przyjść do pani, ale ob..
-Spokojnie kochanie. – kobieta potarła swoją dłonią moje ramię i uśmiechnęła się. – Idź i baw się dobrze.
-Ale naprawdę obiecuję, że jutro zjem z panią choćby się miało palić i walić. – zaśmiałam się i pożegnałam z sąsiadką, po czym od razu wróciłam do swojego mieszkania.
-Nie mówiłaś, że masz jeszcze te zdjęcia.. – powiedział nie spoglądając na mnie, kurczowo trzymając w dłoni kilka zdjęć.
-Tomek, to jest przeszłość. – westchnęłam spoglądając przez jego ramię.
-Aż tak bardzo był dla Ciebie ważny? – uważnie przeglądał każde jedno zdjęcie.
-Był. – usiadłam obok niego. – Ale już nie jest. Kevin to przeszłość, ale nie potrafię tego wymazać z pamięci, bo to jest część mojego życia.
-Ale Natala, on Cię zranił! – uniósł głos co sprawiło, że niemalże krzyczał.
-Tomek, posłuchaj mnie. – chwyciłam jego dłoń i delikatnie ją ścisnęłam. – Jego już nie ma w moim życiu. On odszedł z chwilą, kiedy przespał się z Marzeną. Od tamtej chwili minęło wiele miesięcy i lat, a ja zdążyłam się z niego wyleczyć. Nie musisz się martwić, on jest dla mnie nikim.
-Ale na pewno? – odłożył znaleziony w chwili mojej nieobecności album ze zdjęciami na stolik i spojrzał w moje oczy.
-Tak Thomson, on jest nikim. – delikatnie się uśmiechnęłam. – A teraz idę się przebrać i chodźmy na ten obiad, bo umrę z głodu!
Nie czekając na jego reakcję podniosłam się z zajmowanego miejsca i przeszłam do swojego pokoju skąd wzięłam jakieś rzeczy i weszłam do łazienki. Tam na szybko się ubrałam, spięłam włosy w koński ogon i wyszłam.
-No, no, no. – zagwizdał i zaśmiał się. – jak zwykle pięknie wyglądasz.
-A Ty jak zwykle przesadzasz. – wytknęłam w jego kierunku język i kiedy chwyciłam torebkę wyszliśmy z mieszkania. Ale oczywiście nie zapomnieliśmy o jego zamknięciu! Sklerozy to jeszcze nie mamy, bo przecież za młodzi na to jesteśmy. No ale tak szczerze mówiąc to musieliśmy się wracać, ale to wszystko wina Tomka, bo to on musiał mnie zagadać i to przez niego zapomniałam o zamknięciu domu, o!
-Wiesz, brakowało mi tych takich wyjść z wami.. – przerwałam długą ciszę, która Nan towarzyszyła od czasu odejścia od mojego bloku.
-Nie gadaj, że tam nie miałaś znajomych. – spojrzał na mnie nieco zdziwiony.
-Jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? – wywróciłam ślepiami. – Po prostu żadni znajomi w Nowym Jorku nie zastąpili mi was.
-Oj tam, nie przesadzaj. – zaśmiał się i objął mnie swoim ramieniem. – Ja wiem, że jestem wyjątkowy, ale bez takich komplementów się obejdzie.
-Spadaj. – zaśmiałam się zrzucając jego rękę ze swojego ramienia. – Skąd wiesz, że mówiłam o Tobie?
-Bo przecież ja zawsze byłem Twoim ulubionym przyjacielem, prawda? – spojrzał na mnie z tą swoją skruszoną miną.
-No w sumie.. – zamyśliłam się. – Jakby nie licząc Andrzeja i Wiktorii to tak.
-Kim jesteś i co się z Tobą stało?! – wykrzyczał zatrzymując się w miejscu.
-Wiesz, życie w Nowym Jorku nauczyło mnie, że nie warto się przywiązywać do ludzi. – westchnęłam i nie zwracając na niego uwagi szłam wolnym krokiem przed siebie. – A tak w ogóle to gdzie idziemy?
-Jak to nauczyło Cię tego, żeby nie przyzwyczajać się do ludzi? Co się tam wydarzyło o czym mi nie powiedziałaś? – zasypał mnie pytaniami kiedy tylko podbiegł do mnie. – No do restauracji jakiejś.
-Nic takiego. – kolejny raz tego dnia wymusiłam uśmiech na swojej twarzy, ale po co miałam go wtajemniczać w sprawy, które zostały już zamknięte? – Dużo mi to nie dało, bo nadal nie wiem, w którą stronę mam się kierować.
-Nie uciekaj od tematu, bo i tak Ci nie odpuszczę. – szeroko się uśmiechnął i chwycił moją dłoń, po czym delikatnie za nią pociągnął. – Tutaj. – wskazał palcem wejście do jakiegoś miejsca.
-Otworzyli nową restaurację? – spojrzałam na niego nieco zdziwiona.
-Tak jakby. – spojrzał na mnie. – Wchodzimy?
Kiwnęłam tylko twierdząco głową i weszliśmy do środka. Zajęliśmy jeden z nielicznych wolnych stolików i spojrzeliśmy w kartę dań. Ceny, które tam górowały to były takie, jak z kosmosu!
-Tomek, chyba złe miejsce wybraliśmy.. – mruknęłam zerkając na niego znad karty.
-Spokojnie, to ja Cię zaprosiłem na ten obiad więc się nie martw. – mrugnął okiem i przywołał kelnera, który po kilkunastu sekundach się pojawił. – Więc co zamawiasz?
-Ja poproszę.. – zerknęłam jeszcze raz na kartę. – Może naleśniki z dżemem truskawkowy i polewą czekoladową, a do tego jeszcze bita śmietana.
-Coś do picia? – kelner wszystko dokładnie zapisał w swoim notesiku i spojrzał na mnie.
-A do picia.. – przewróciłam kartkę w menu. – Do picia poproszę Cafe Macchiato.
-Ja poproszę też naleśniki z dżemem, ale z polewą..
-Karmelową. – zaśmiałam się przerywając mu.
-Dokładnie, z polewą karmelową. – uniósł kąciki ust ku górze. – I oczywiście z bitą śmietaną. A do picia wezmę Latte waniliowe.
Kelner ponownie dokładnie zapisał wszystko w swoim notesiku i odszedł. Odłożyłam kartę dań na stolik i rozejrzałam się po restauracji.
-Ładnie tutaj.
-Naprawdę Ci się podoba? – na jego twarz ponownie wkradł się delikatny uśmiech.
-Poważnie mówię. Nawet w Nowym Jorku nie ma tak przyjemnych restauracji. Skąd znasz to miejsce?
-No jakby to powiedzieć.. – zamyślił się na dłuższą chwilę. – Starałem się, aby ta restauracja była połączeniem klasyku z nowoczesnością.
-Ale.. Ale jak.. Czyli.. – zaczęłam się jąkać, choć nie wiedziałam dlaczego. No co, po prostu nie potrafiłam się wysłowić, więc nie mogę tego nazwać jąkaniem, o!
-No wiesz, chciałem, aby wystrój był nowoczesny, a z zewnątrz, aby wyglądał na starodawny budynek.
-Nie powiedziałeś mi, że to jest Twoje. – podniosłam się i stanęłam obok niego. – Zataiłeś przede mną tę prawdę. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.
Nie zwracałam uwagi na jego słowa tylko po prostu sobie wyszłam. Przyspieszyłam kroku, aby nie doszedł do mnie, jednak nie udało mi się to. Poczułam jak chwyta mnie za dłoń i obraca w swoją stronę.
-Myślałaś, że jesteśmy przyjaciółmi? A co my mieliśmy powiedzieć Kidy tak bez słowa wyjechałaś?
-Wyjechałam, bo musiałam! – niemalże krzyknęłam.
-Dlaczego musiałaś? Wytłumacz mi to do cholery!
-To nie jest ani Twoja sprawa, ani nikogo innego. – wyrwałam dłoń z jego uścisku i odwracając się na piecie ruszyłam w drogę do domu.
-Natalia, zrozum do cholery, że chciałem Ci zrobić niespodziankę!
Nie zważałam na jego krzyki, lecz wolnym krokiem nadal zmierzałam w stronę mieszkania. Wiedziałam, że w końcu będę musiała im powiedzieć prawdę na temat swojego wyjazdu, ale nie wiedziałam jak. Weszłam do mieszkania i zamknęłam drzwi na tak zwane cztery spusty. W kuchni znalazłam jakieś płatki, więc postawiłam że zjem je na obiad. Usiadłam przy kuchennej wyspie pochłaniając raz po raz kolejne pełne łyżki płatków z mlekiem. Z mojego jakże intensywnego zajadania obiadu wyrwał mnie dzwonek do drzwi.




_______________________________________________________________
No i mamy pierwszy rozdział. ;). Mm nadzieję, że przypadnie Wam do gustu i będziecie z niecierpliwością wyczekiwać na kolejne. ;). Z biegiem czasu akcja bardziej się rozwinie, ale póki co będzie "spokojnie". ;) 

Jak myślicie, czy Twierdza Rzeszów zostanie zdobyta przez drużynę z Kędzierzyna-Koźla? Za kogo będziecie trzymać kciuki? Ja się nie wypowiem, bo chciałabym poznać Wasze zdanie na ten temat. ;)

Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl.



niedziela, 7 kwietnia 2013

Króciutki, początkowy prolog.





Marzec, rok 2012.

Przychodzą takie dni kiedy się kończy szkołę średnia i staje się przed trudnym wyborem. Idziesz do szkoły i w świadomości masz to, że po raz ostatni widzisz ten budynek, tę aulę i pozostałe miejsca. Wychodzisz na środek, aby odebrać świadectwo. Tak, kończysz szkołę z wyróżnieniem i masz wrażenie, że właśnie to zarówno z wynikami z matury przybliżyło Ci wyjazd na jedną za najlepszych nowojorskich uczelni. Odbierasz od wychowawcy świadectwo, ale nie masz czasu nawet na to, aby pożegnać się z przyjaciółmi, bo musisz jechać na lotnisko. Wychodzisz pierwsza, zanim zrobią to inni i tak po prostu wsiadasz do samochodu rodziców, po czym jedziesz na lotnisko, żegnasz się z rodzicami i wsiadasz na pokład samolotu do nowego życia. Odkąd pamiętasz chciałaś iść na studia prawnicze, Twoje podejście zmieniło się wraz z rozpoczęciem nauki w liceum. Wtedy zdecydowałaś się na kierunek, który bardziej Cię cieszył niż prawo. Wybrałaś dziennikarstwo sportowe i po części też z tym łączył się wyjazd do Nowego Jorku. Wysiadasz z samolotu i jesteś gotowa rozpocząć nowe życie jako studentka jednej z lepszych uczelni. Na początku postanawiasz zrobić tylko licencjat i po trzech latach wrócić do kraju. Jednak zmieniasz zdanie, kiedy trzymasz w ręku papierek z zaliczonym licencjatem. Wtedy chcesz osiągnąć jeszcze więcej, dlatego zostajesz na kolejne dwa lata. Jesteś w pełni zadowolona, kiedy obraniasz magisterkę na piątkę. Dostajesz propozycję pracy i ponownie odwlekasz swój powrót do kraju. Pracujesz w jednym z lepszych wydawnictw w Nowym Jorku, ale kiedy kończy się umowa, którą miałaś podpisaną na rok postanawiasz wrócić. Wtedy nie masz nic do stracenia, a możesz jedynie zyskać. Jesteś świadoma, że trójka przyjaciół, która została w kraju mogła rozjechać się po całej Polsce, a nawet mogli wyjechać za granicę. Rozumiesz to wszystko, bo przecież to Ty ich zostawiłaś sześć lat temu i tak po prostu wyjechałaś. Pakujesz rzeczy i następnego dnia wsiadasz do samolotu, który leci do Polski. Wracasz na stare śmieci i w głębi duszy cieszysz się z tego. Na lotnisku nikt na Ciebie nie czeka. Rodzice po Twoim wyjeździe wyjechali do ciotki, do Włoch i tam zamieszkali twierdząc, że tutaj w Polsce nie mieli po co zostawać. Wiedziałaś jedynie, że sąsiadka miała się zajmować ich mieszkaniem i roślinkami żyjącymi tam. Dlatego pierwsze co robisz kierujesz się do mieszkania, w którym spędziłaś dziewiętnaście lat swojego życia. I wszystko zaczyna się od nowa.. Rozpoczynasz stare nowe życie.

-Jak dawno Cię nie widziałam, dziecko. – kobieta nalała do szklanki świeżo zaparzonej herbaty, której zapach roznosi się po całym jej mieszkaniu. – Co Cię tutaj sprowadza?
-Wróciłam do kraju. – delikatnie się uśmiechnęłam. – I chciałam zamieszkać w mieszkaniu rodziców. Mama kiedyś wspominała, że zostawiła u pani klucze.
-Ah tak. – pani Malwina również uraczyła mnie swoim ciepłym uśmiechem. – Prosiła, abym zajęła się jej roślinkami.
-Tak, mam zawsze miała ich mnóstwo. – na samą myśl o tym na moją twarz wkrada się uśmiech.
-Już przyniosę Ci klucze. – podniosła się i przeszła do kuchni, skąd po kilku minutach wróciła z talerzem kanapek i kluczami. – Zapewne zgłodniałaś, a tam w lodówce zapewne nic nie ma.
-Dziękuję pani bardzo. – chwyciłam jej dłoń i delikatnie ją ścisnęłam. – Jestem pani wdzięczna za te przywitanie.
-A teraz jedz dziecinko, jedz. – usiadła naprzeciw mnie i uważnie mi się przyglądała.
Wieczór minął mi w towarzystwie pani Malwiny. Chociaż ona tutaj była i zawsze mogłam skorzystać z jej pomocy, taki plus był tego wszystkiego. Około godziny dwudziestej zebrałam się i zabierając klucze wraz z walizkami przeszłam do mieszkania rodziców. Otwierając drzwi głęboko odetchnęłam, nie wiedząc dlaczego. Może po prostu obawiałam się tego powrotu, ale to Polska była moim domem i mimo wszystko chciałam wrócić. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi . Walizki zostawiłam w przedpokoju, a do swojej starej sypialni przytaszczyłam jedynie tę, w której miałam rzeczy niezbędne do wieczornej toalety. Najpierw włączyłam wszystkie niezbędne korki, a zakręcone zawory odkręciłam.
-Witaj Polsko. – powiedziałam sama do siebie.
Spojrzałam przez okno, a panorama Bydgoszczy nic się nie zmieniła przez te sześć lat. Weszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, ubrałam pidżamę i wyszłam, po czym ułożyłam się na swoim łóżku i zasnęłam.


Po przebudzeniu szybko się ubrałam i postanowiłam zrobić zakupy. Lodówkę miałam pustą więc jedynie ta opcja wchodziła w grę. Po drodze zapukałam do pani Malwiny z zapytaniem o jakieś rzeczy ze sklepu. Poprosiła mnie, abym kupiła jej kilka rzeczy niezbędnych do obiadu, po czym zaprosiła mnie na niego. Nie wypadało mi odmówić, więc bez zawahania się zgodziłam. W supermarkecie byłam po dziesięciu minutach drogi spacerkiem. Wzięłam wózek i rozpoczęłam spacer po sklepowych alejkach. Wrzucałam do wózka jedynie niezbędne rzeczy wraz z tymi, o które poprosiła mnie sąsiadka. Kiedy byłam pewna tego, że wszystko już mam stanęłam w kolejce przy kasie. Zapłaciłam, spakowałam zakupy do reklamówek i wyszłam ze sklepu. Mijało mnie sporo osób, więc żadnej się nie przyglądałam.
-Nic się nie zmieniłaś, Natalia. 





__________________________________________________________
No to startujemy z czymś nowym. ;). Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu i chętnie będziecie tutaj zaglądać, jak również komentować. ;)

Pozdrawiam, inaccessiblegirl!