-Ej, Wrona spokojnie, bez nerwów. – zaśmiał
się, a ja wykorzystując okazję wyswobodziłam się z jego objęć, po czym odeszłam
kawałek dalej.
-Nie przejmuj się nimi, oni tak zawsze jak
widzą piękną kobietę. – jeden z nich podszedł do mnie. Było mi trochę głupio,
przecież nie znałam nawet ich imion, a co dopiero nazwisk. A zadawać tego
dennego pytania nie chciałam. – Marcin, Marcin Waliński.
-Natalia Evans. – niepewnie się uśmiechnęłam i
uścisnęłam jego dłoń.
-Miło mi.
-Mnie również. – mrugnął okiem, po czym odszedł
w kierunku swoich kolegów z drużyny, którzy zapewne szli w stronę szatni.
Rozejrzałam się dookoła i nikogo już nie było. Podeszłam do plastikowych
krzesełek i usiadłam na jednym pogrążając się w zamyśleniach.
-Nie powinnaś była się tak ubierać. – westchnął
siadając obok mnie.
-A co Ci do tego jak się ubieram? – mruknęłam
niemalże niesłyszalnie.
-Wiesz, mogłaś wpaść na pomysł, że tutaj będą
sami faceci. – westchnął i podniósł się, po czym ruszył w stronę wyjścia. – Na
razie.
-Andrzej, poczekaj.. – krzyknęłam i pobiegłam
za nim.
-Czego chcesz? – mruknął, kiedy tylko chwyciłam
go za dłoń.
-Porozmawiać?
-A mamy o czym? – odwrócił się do mnie przodem
i założył ręce na klatce piersiowej.
-O tym co się z nami stało..
-O czym mamy niby rozmawiać?! – zrobił wielkie
oczy i wpatrywał się we mnie jak w kogoś z kosmosu.
-O niczym. – mruknęłam po dłuższej chwili ciszy
i wyminęłam go kierując się w stronę wyjścia.
-Natala, poczekaj. – chwycił za mój nadgarstek
i przyciągnął mnie ku sobie. – Masz racje, musimy porozmawiać. – objął mnie w
pasie i odgarnął niesforne kosmyki moich włosów z twarzy, nie odrywając wzroku
od moich oczu.
-Andrzej.. – ułożyłam dłoń na jego policzku, a
drugą na jego klatce piersiowej.
-Szukałem Cię, kiedy wyjechałaś.. – przejechał
opuszkami palców po moim policzku. – Nawet nie wiesz jak cholernie ciężko mi
było, kiedy zostawiłaś mnie, nas tutaj.
-Spróbuj mnie zrozumieć.. – czułam, jak po
moich policzkach spływają słone krople, ale nie starałam się ich nawet otrzeć.
-Jak mam Cię zrozumieć, co? Nie pomyślałaś, że
zraniłaś mnie, moje uczucia, tym chorym wyjazdem?
-Nie pomyślałeś, że właśnie dlatego mogłam
wyjechać?
-A miałaś powód do tego, aby wyjeżdżać?
-Miałam. – wyswobodziłam się z jego objęć i
odeszłam od niego na kilka kroków. – Ale nie mogę Ci o tym powiedzieć. –
dodałam po chwili i dosłownie wybiegłam z sali, a później z budynku. Po moich
policzkach spływały łzy, które tworzyły na nich strumienie. Nie potrafiłam
powiedzieć mu prawdy, a to bolało najbardziej. Doskonale wiedziałam jakim
uczuciem darzył mnie jeszcze w czasach liceum, ale miałam złudną nadzieję, że
zapomni o mnie kiedy wyjadę. Jednak myliłam się. Dość szybkim krokiem doszłam
do parku i usiadłam na jednej z nielicznych wolnych ławek. Myślami wróciłam do
przeszłości.
Dzień
przed zakończeniem klasy maturalnej. Wspólne wyjście do klubu, aby uczcić w
gronie przyjaciół ostatni dzień edukacji w liceum. Wtedy jeszcze nie wiedzieli,
że wyjeżdżam. Nie chciałam im nic mówić, bo przecież nie zrozumieliby. Zawsze
trzymaliśmy się w czwórkę, przez całe liceum. Siedzieliśmy przy piwie, w sumie
to oni siedzieli przy kuflu piwa, a ja jedynie piłam sok pomarańczowy. Zdanie o
swoim wyjeździe miałam na końcu języka, ale wiedziałam że nie potrafiłabym im
tego wytłumaczyć, a oni za wszelką cenę chcieliby, abym została z nimi, bo
przecież pomogliby mi. Dla nich wszystko wtedy było tak cholernie łatwe. Mieli
plany co do swojej przyszłości, a ja nie wiedziałam czy mogę ją planować.
Przecież wtedy nic nie było, jak dla mnie, jasne. Nie wiedziałam czy
kiedykolwiek ich jeszcze zobaczę i czy w ogóle będę mogła spędzić z nimi jakiś
dzień. Nie wiedziałam nawet czy wrócę do kraju, zupełnie nic wtedy nie
wiedziałam. Wszystko było tak cholernie trudne. Okłamywałam osoby, które były
dla mnie najważniejsze w tamtym czasie, a zarazem nie chciałam ich martwić.
Wtedy myślałam, że tak będzie lepiej. Odprowadziliśmy każdego po kolei, a ja z
Andrzejem mieszkałam na jednym osiedlu, dlatego wracaliśmy razem do domu. Przed
moim blokiem, kiedy chciałam już wchodzić do środka, złapał mnie i przyciągnął
ku sobie wyznając mi miłość. Nie mogłam mu powiedzieć tego, że go kocham,
chociaż czułam dokładnie to samo uczucie. Ale wiedziałam, że nie mogłam robić
mu złudnych nadziei, bo następnego dnia miałam wyjechać. Skłamałam. Wtedy
kolejny raz skłamałam ukrywając przed nim swoje uczucia. Po prostu wbiegłam do
klatki i rozpłakałam się jak mała dziewczynka, a on tkwił przed moim blokiem
jakby wmurowany w ziemię. Ale wtedy wiedziałam, że zrobiłam dobrze. W końcu
chciałam jak najlepiej dla niego, chciałam jego szczęścia.
-Pierdolone życie. – mruknęłam do siebie i
podniosłam się ocierając łzy. – Koniec smutków, czas zacząć żyć na nowo. –
dodałam zaciskając dłonie w pięści. Ruszyłam w stronę swojego osiedla i miałam
nadzieję, że smutki zostawiłam za sobą. Jednak myliłam się, bo kiedy byłam dość
blisko bloku zauważyłam, że ktoś stoi przed drzwiami wejściowymi i czeka na
kogoś. Z każdą chwilą, kiedy coraz to bardziej się zbliżałam, byłam pewna kim
jest ta osoba.
-Natala, porozmawiajmy.
-Nie, nie mamy o czym. – wyminęłam go i
otworzyłam drzwi. – Popełniłam błąd przyjmując tę propozycję pracy.
-Jak to błąd? – chwycił mnie za nadgarstek. – O
czym Ty do cholery mówisz?
-Nie martw się, nie musisz rezygnować gry w
klubie, jutro ja zrezygnuję z pracy tam. – dodałam łamiącym się głosem i
wyswobodziłam swoją dłoń z jego uścisku. Odwróciłam się w jego stronę i widząc
smutek wymalowany na jego twarzy miałam ochotę się rozpłakać, jednak
powstrzymałam się. – Żegnaj, Andrzej.
Odeszłam, zostawiłam go po raz kolejny samego i
odeszłam. Tym razem nie było to odejście podobne do tego sprzed kilku lat, ale
zostawiłam go, odwróciłam się od niego. Może i nie chciałam tego robić, ale
przecież tak byłoby lepiej dla niego i dla mnie. Weszłam do mieszkania i od
razu udałam się pod prysznic, zostawiając wcześniej torebkę w przedpokoju i
zabierając pidżamę z pokoju. Długi, gorący prysznic był tym, czego
potrzebowałam. Po opuszczeniu kabiny prysznicowej od razu ubrałam pidżamę,
wysuszyłam włosy i spięłam je w luźnego koka, po czym wyszłam i ułożyłam się na
łóżku. Momentalnie oddałam się w objęcia Morfeusza.
24 marzec 2012r.
Tydzień zleciał w dość szybkim tempie, jak nigdy.
Nie zrezygnowałam z pracy w bydgoskiej Delekcie, chociaż wiedziałam, że nie
jest to zbyt dobry pomysł. Jednak Andrzej zapewne przekonał Wiktorię, a jej
udało się przekonać mnie. Na halę
przychodziłam tylko wtedy, kiedy moja obecność tam była niezbędna, więc bardzo
rzadko. Unikałam Andrzeja jak ognia i przez te kilka dni udawało mi się to.
Byłam z siebie dumna, jedynie pod tym względem. Soboty miałam wolne, więc mogłam
zając się sobą i swoim życiem towarzyskim. Odkąd przyjechałam do Bydgoszczy nie
miałam okazji gdzieś wyjść, rozerwać się. W końcu Wiktoria i Tomek namówili
mnie do tego. Umówiłam się z nimi około dziewiętnastej na rynku. Z rana
spokojnie posprzątałam i zrobiłam zakupy, a później miałam chwilę na
odpoczynek. Usiadłam przed telewizorem i wpatrywałam się beznamiętnie w jakiś
denny kanał telewizyjny. Z mojego cudownego i czasochłonnego zajęcia wyrwał
mnie dźwięk wiadomości tekstowej.
Wpadnę
do Ciebie o 17, pasuje? ;>
Ale po
co, przecież na 19 się umówiliśmy.
Pomogę
Ci coś wybrać, przecież musisz jakoś wyglądać! ;D
Wiesz,
dzięki za wiarę w moje możliwości. -,-
Ahh, i
tak wiem, że mnie kochasz. ;*. Do zobaczenia!
Na
razie. ;*
Zaśmiałam się sama do siebie, ale wiedziałam,
że ma rację i dobrze robi przychodząc wcześniej. W końcu to ona zawsze
dobierała moje ubrania, a ja nigdy nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Nim się
spostrzegłam rozległo się pukanie do drzwi. Zerwałam się na równe nogi i
dosłownie pognałam w kierunku drzwi. Otworzyłam je i zamaszystym ruchem ręki
zaprosiłam przyjaciółkę do środka. Przywitała się ze mną, ale od razu pognała
do mojego pokoju i zaczęła grzebać w szafie.
-Nacik!
-Mhm? – mruknęłam nieco zdezorientowana.
-Mam odpowiednie ubranie dla Ciebie. –
poruszała zabawnie brwiami. Tak, zawsze to robiła, kiedy wpadła na genialny
pomysł, który zazwyczaj okazywał się tak zwaną klapą.
-Co wymyśliłaś?
-Idź się ubierz! – zadowolona rzuciła we mnie
ubraniami, a ja posłusznie weszłam do łazienki. Kiedy wyszłam była jeszcze
bardziej dumna z siebie. – Genialnie!
-No nie powiem, że nie. – spojrzałam do lustra
i byłam pod wrażeniem. – Pani adwokat minęła się z powołanie.
-Weeeeź, adwokat to tak dziwnie brzmi. –
skrzywiła się. – Wolę zwyczajnie prawnik, o.
-Sama sobie wybrałaś taki zawód. – wzruszyłam ramionami,
za co dostałam od niej kuksańca w ramię. W prawdzie mówiąc, bardziej dostałam
za słowa, niżeli za swój śmiech.
-Chodź, jeszcze Cię pomaluję i możemy iść.
-Musisz?!
-A kto to zrobi jeżeli nie ja? – wytknęła w
moją stronę język i pociągnęła w kierunku łazienki. Zrobiła mi nieco mocniejszy
makijaż. Mocno wytuszowała moje rzęsy, oczy podkreśliła eyeliner’em, a na powieki dała trochę cienia z
brokatem. Do tego dołożyła róż na policzki, a włosy pokręciła lokówką. Była
zadowolona ze swojego dzieła, tak samo jak i ja. Dziesięć minut przed godziną
dziewiętnastą opuściłyśmy moje mieszkanie. Kiedy dotarłyśmy do rynku, tam
czekał już na nas Tomek. Przywitaliśmy się dając sobie całusa w policzek i
weszłyśmy do pobliskiego klubu. Razem z Wiktorią zajęłam wolny stolik, a Tomek
poszedł zamówić nam drinki. Po kilku minutach dotarł do nas z kolorowym napojem
w dłoniach. Czułam się jak za czasów liceum, bo przecież wtedy tak spędzaliśmy
niemalże każdą sobotę czy jakikolwiek dłuższy weekend. Klub, drinki czy sok i
zabawa do rana. Wiktoria pognała na parkiet, bo przecież przechodzący obok facet
okazał się jej znajomym jeszcze z czasów studiów, a ja zostałam sama z Tomkiem.
-Zatańczymy? – wystawił ku mnie swoją dłoń, a
mi nie wypadało odmówić. Skinęłam tylko głową, a on podniósł się i pomógł mi to
zrobić. Przeszliśmy na parkiet. Akurat piosenka zmieniła się na nieco
wolniejszą. Tomek objął mnie w pasie, a ja splotłam ręce na jego szyi.
-Te buty byś mogła zamienić na płaskie. –
jęknął, a ja od razu zaczęłam się śmiać.
-Oh, jak mi przykro.
-Jesteś stanowczo za wysoka w tych szpilkach,
nie ma co.
-Tomuś, nie przesadzaj. – wytknęłam w jego
stronę język, po czym obydwoje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Kiedy
piosenka się skończyła udaliśmy się do stolika, a Wiktoria dalej balowała.
-Dziękuję, że wyciągnęliście mnie z tych
czterech ścian. – uśmiechnęłam się bawiąc się słomką znajdującą się w szklance.
-Daj spokój, nie masz za co dziękować. –
mrugnął do mnie okiem i uśmiechnął się.
-Tomek, spójrz.
_____________________________________________________
Jest kolejny rozdział, mam nadzieję, że się spodoba, o! ;)
Pozdrawiam, inaccessiblegirl.